Czas pokaże, czy okażą się oderwanymi od realiów fantastami, czy przeciwnie – ludźmi, którzy z nielicznych i niejasnych przesłanek potrafią wysnuć prawidłowe wnioski o tym, jak będzie wyglądała przyszłość. Raz wychodzi tak, a raz inaczej. Pożółkłe strony gazet i książek pełne są przecież prognoz. Czasem udanych, czasem nietrafionych.

Teraz zapowiadają, że na horyzoncie pojawiła się rewolucja przemysłowa 4.0. W skomputeryzowanym świecie nie może to być po prostu czwarta rewolucja, musi być 4.0. Takie czasy…
Skoro ma być czwarta, były i wcześniejsze chyba. Przypomnijmy zatem – jakie. Pierwszą było wprowadzenie do fabryk maszyn parowych. W szybkim czasie umożliwiły one intensyfikację produkcji oraz wprowadzenie takich procesów produkcyjnych, jakim nie była w stanie sprostać ograniczona siła mięśni ludzkich czy zwierzęcych. Za tym poszła rozbudowa przemysłu, urbanizacja… Co ciekawe – zmiana napędu maszyn przemysłowych, wprowadzenie silników spalinowych czy elektrycznych, takiej rewolucji już nie stanowiło. Było „zaledwie” udogodnieniem, modernizacją. Nie wpłynęło na istotę procesów produkcyjnych i nie miało konsekwencji społecznych…

 

Trzecia rewolucja jeszcze trwa, stanowi ja wprowadzenie do przemysłu komputerów i robotów. Polska nie bardzo wygląda na kraj owładnięty tym rewolucyjnym szałem. Odnoszę wrażenie, że u nas w wielu miejscach komputeryzacja utrudnia życie zamiast ułatwiać i rodzi nowe koszta zamiast minimalizować dotychczasowe, ale może przemawia przeze mnie niedostateczna znajomość realiów polskiego przemysłu czy nadmiar doświadczeń z tematem „komputer w polskiej służbie zdrowia” albo „w rękach policjanta z drogówki”. Również w liczbie robotów przemysłowych nie należymy do europejskiej czołówki, ale stale ich przybywa. Prawie połowa jest zainstalowana w fabrykach motoryzacyjnych.

 

Druga rewolucja to produkcja seryjna, masowa. Jej symbolem była taśma produkcyjna, przy której tkwili cały dzień robotnicy wyspecjalizowani we wkręcaniu określonych trzech śrubek we wskazane trzy otwory. Nie ma powodu wracać do argumentów o dehumanizacji pracy, nie da się jednak ukryć, że masowa produkcja zrewolucjonizowała życie społeczne. Zmniejszając (nieraz znacznie) koszta produkcji prowadziła do upowszechnienia wyrobów przemysłowych. Z wszelkimi konsekwencjami, i dla naszej świadomości, i dla środowiska na przykład. To dzięki niej żyjemy w świecie rzeczy, na nadmiar i wadliwość których czasem narzekamy. Ale plusy chyba górowały nad minusami.

Trzecia rewolucja jeszcze trwa, stanowi ją wprowadzenie do przemysłu komputerów i robotów. Polska nie bardzo wygląda na kraj owładnięty tym rewolucyjnym szałem. Odnoszę wrażenie, że u nas w wielu firmach i instytucjach komputeryzacja utrudnia życie zamiast ułatwiać i rodzi nowe koszta zamiast minimalizować dotychczasowe, ale może przemawia przeze mnie niedostateczna znajomość realiów polskiego przemysłu czy nadmiar doświadczeń z tematem „komputer w polskiej służbie zdrowia” albo w rękach policjanta z drogówki. Również w liczbie robotów przemysłowych nie należymy do europejskiej czołówki, ale jednak stale ich przybywa. Prawie połowa jest zainstalowana w fabrykach motoryzacyjnych, co piąty – w fabrykach przemysłu gumowego i tworzyw sztucznych (a więc też często pracujących na potrzeby motoryzacji). Łącznie na potrzeby tej branży pracuje zatem ok. dwóch trzecich z wszystkich zainstalowanych w Polsce robotów przemysłowych.

Czwarta rewolucja ma polegać – w pewnym uproszczeniu – na tym, że urządzenia w zakładzie przemysłowym będą porozumiewać się bezpośrednio ze sobą, z pominięciem człowieka. Dziś to na jego komputer spływają wszelkie dane i od niego wypływają wszelkie polecenia. Oczywiście, są drobne wyjątki: kiedy czujnik temperatury stwierdzi, że w pomieszczeniu jest za zimno, przekazuje sygnał do pieca c.o. i ten sam „dorzuca do kotła”. Kiedy inny czujnik wywącha dym w pomieszczeniu, włącza gaśnicę (w efekcie palacz nielegalnie puszczający dymka ma śmigus dyngus w nieustawowym terminie). Ale w sprawach bardziej skomplikowanych człowiek był nieodzowny.

I to ma się zmienić. Kolejny szereg czynności w przemyśle przejmą z naszych rąk – i coraz częściej mózgów! – roboty i komputery.
Jesteśmy w sytuacji, że wiemy o nadchodzących zmianach, ale nie jesteśmy jeszcze w stanie ich określić i wyliczyć. Ale pospekulujmy. Jak zatem by to mogło wyglądać w samochodzie? Komputer pokładowy wyłapywałby źle pracujące podzespoły (częściowo już to robi), ale nie tylko alarmowałby kierowcę zapaleniem czerwonej lampki i wskazaniem przyczyny, ale też rezerwował stanowisko w najbliższym serwisie (jeśli naprawa musi być w miarę szybka), upewniał się, że mają tam potrzebne części, może nawet zawoził nas do warsztatu, o ile zdałby wcześniej egzamin na prawo jazdy… Mogłoby się okazać, że o awarii i dokonanej naprawie kierowca pojazdu dowiadywałby się dopiero po obudzeniu z drzemki za kierownicą – przez sen się chyba jeszcze płacić rachunków w realu nie da.

W samym warsztacie naprawa też mogłaby się obyć bez udziału człowieka. Nawet najbardziej skomplikowana wymiana jakiegoś modułu, z koniecznością wymontowania silnika powiedzmy, to dla robotów praca lekka, łatwa i przyjemna…
Nowy wspaniały świat!
Szkopuł w tym, że rewolucje można przewidzieć, ale ich skutki są nieprzewidywalne. Może zatem nie cieszmy się na zapas?

Jan Sznupko