Nasz kraj nigdy nie był motoryzacyjną potęgą. Teraz, dzięki kolekcjonerskim tęsknotom i pasjom, powoli nadrabiamy zaniedbania. Oczywiście nigdy tego nie nadgonimy w pełni, nie uda się stworzyć takiego zasobu dzieł z historii motoryzacji, jakimi dysponują Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy.

 

Historia była okrutna

W roku 1946 było w naszym kraju zarejestrowanych 23 tys. samochodów osobowych i 36,9 tys. ciężarowych. Ogromna większość pochodziła z demobilu wojskowego i była tym, co ocalało z wojennej pożogi. Wtedy i przez następne dziesięciolecia nikomu jeszcze nie przychodziło do głowy, by chronić najcenniejsze i najbardziej unikatowe pojazdy. Samochody i motocykle były w większości przypadków eksploatowane aż do technicznej śmierci.
Pierwsze przebłyski troski o zabytki motoryzacyjne pojawiły się jakieś pół wieku temu. Wtedy zaczęto organizować bardzo jeszcze nieliczne zloty, rajdy i pokazy starych samochodów i motocykli. Były one, niestety, dobrą sposobnością do „wyłuskiwania” najbardziej wartościowych egzemplarzy po to, by za dobrą cenę wywieźć je z Polski i sprzedać na Zachodzie.
W latach 70. i zwłaszcza 80. kiełkowało ważne zjawisko cywilizacyjne – rosnące poszanowanie dla starych aut i motocykli, stanowiących cenne świadectwo historii techniki i kultury materialnej. To sprawiło, że doświadczeni technicy, mechanicy i rzemieślnicy (często z przedwojenną jeszcze praktyką) zaczęli podejmować się żmudnych prac renowacyjnych, mających na celu uchronienie zabytków motoryzacji.

 

Pasja i kwalifikacje

Jednym z czołowych specjalistów renowacji zabytkowych pojazdów jest krakowianin, 83-letni Jerzy Jerzykowski. Absolwent Wydziału Maszyn Górniczych i Hutniczych krakowskiej AGH, inżynier technologii budowy maszyn, w latach 1960–78 pracownik tej uczelni. – Odbudowę i naprawę starych aut bardzo ułatwia mi wyniesiona ze studiów i z pracy znajomość technologii oraz właściwości metali. Równie istotna jest wiedza o konstrukcji dawnych pojazdów. No i jeszcze dostęp do dokumentacji technicznej, stworzonej niegdyś przez wytwórców – zauważa Jerzy Jerzykowski.
Zaczynał w 1958 od wyremontowania polskiego fiata 508 (rocznik 1934). Kolejnym dziełem był kabriolet bmw 326 (1937), odbudowany w 1963. Siedem lat później Jerzykowski odbudował bmw 321 (rocznik 1938), a w 1986 klasyczny brytyjski kabriolet triumph spitfire Mk III (1965). Łącznie ma w dorobku ponad 20 wzorowo przeprowadzonych renowacji zabytkowych pojazdów, większość stanowią auta bmw. Przypadek? – To rodzinna tradycja, dzięki której czuję wyjątkowy sentyment do samochodów bawarskiej marki. Uważam się za miłośnika, ale i znawcę tych aut już w drugim pokoleniu. Mój ojciec, Henryk (absolwent z 1927 Krakowskiej Szkoły Przemysłowej św. Wojciecha, kształcącej samochodowych mechaników i szoferów), był przed wojną pracownikiem przedstawicielstwa BMW we Lwowie, a w 1938 kupił swe pierwsze bmw 326 kabrio.
Zapytany o popisową pracę, Jerzykowski wymienia bmw 328 z rocznika 1938, odbudowane dla Sobiesława Zasady. To wielki rarytas, takich samochodów wyprodukowano raptem 436. W Polsce są dwa egzemplarze. Mistrz Zasada darzy to auto wielkim sentymentem. Renowacja wymagała 18 miesięcy mrówczej pracy, zakończyła się w 1998.
Chlubą pana Jerzego jest posiadana przezeń dokumentacja naprawcza dawnych bmw. – Przekazał mi ją inż. Tadeusz Damski, który przed wojną kierował przedstawicielstwem bawarskiej firmy w Krakowie u zbiegu ulic św. Jana i Pijarskiej. Od zmarłego pod koniec lat sześćdziesiątych inż. Damskiego dostałem też prawdziwy unikat – duży, emaliowany emblemat stacji serwisowej BMW – pokazuje Jerzykowski.
Nawet cała biblioteka starych książek warsztatowych nie zmienia faktu, że odbudowa zabytkowych aut jest wyzwaniem niesłychanie trudnym. – Najtrudniejsze jest zrekonstruowanie nadwozia – staranne wykonanie drewnianego szkieletu, pieczołowite odtworzenie zniszczonych korozją elementów blacharskich, perfekcyjne ich dopasowanie. To najbardziej mozolne prace, wymagające ogromnej cierpliwości i precyzji – mówi pan Jerzy.

Kraków ma zresztą mocną ekipę doświadczonych renowatorów, że wymienimy tylko Tadeusza Dobrowolskiego czy Roberta Furtaka.

 

Wyzwanie dla mistrzów

– Renowacja pojazdów zabytkowych to bez mała specjalność i zarazem specyficzna gałąź polskiej gospodarki – zauważa Jerzy Kossowski, redaktor naczelny miesięcznika „Automobilista”, wyspecjalizowanego w tematyce zabytkowej motoryzacji. Pracuje w tym sektorze, według szacunków red. Kossowskiego, kilkaset warsztatów różnych branż motoryzacyjnych i firm okołomotoryzacyjnych (zespoły rzeczoznawców, pośrednicy w handlu, media itp.). Zatrudniają one bardzo wysoko kwalifikowanych pracowników, ale odczuwają brak rąk do pracy, mimo relatywnie sporych zarobków.
Wiele z tych firm pracuje na rzecz klientów z Zachodu, ale bardzo nieliczne pod własną, polską marką; na ogół ich dzieła są firmowane przez renomowane firmy niemieckie czy holenderskie. Czasem realizują indywidualne zamówienia. – Także krajowe potrzeby w tym zakresie są bardzo duże – nie tylko jeśli chodzi o renowację, ale również o serwisowanie pojazdów retro. Kiedyś bardzo silnymi ośrodkami były Śląsk i Wielkopolska, ale dzisiaj to się zmieniło i czasem w bardzo małych miejscowościach znajdują się duże i renomowane zakłady, zatrudniające nawet po kilkadziesiąt osób. Nie jest to jednak branża dla ludzi niecierpliwych i chcących szybko osiągnąć sukces, bo wymagania znacznie przekraczają to, co oferują zwykłe warsztaty motoryzacyjne – twierdzi Jerzy Kossowski.

Tendencje

Istotną cechą stała się specjalizacja markowa. Coraz więcej zakładów renowacyjnych profiluje swą działalność – jedne zajmują się autami firmy Porsche, inne jaguarami czy saabami, jest nawet warsztat zajmujący się mikrosamochodami bmw isetta.
W tej specyficznej branży działają też warsztaty o wąskiej specjalności asortymentowej. Jedne zajmują się np. regeneracją chłodnic, inne naprawiają prądnice, pompy cieczy chłodzącej lub gaźniki, jeszcze inne układy wydechowe czy też odnawiają elementy galwanizowane – a wszystko zgodnie z klasycznymi technologiami.
Są i swoiste zakłady recyklingowe, które skupują i demontują najbardziej zniszczone egzemplarze, których już nie da się w całości odbudować. Ale często udaje się z nich odzyskać elementy, które można jeszcze zregenerować i ponownie wykorzystać do renowacji innych pojazdów.
Całkiem nieźle ma się sektor handlowy. Prężnie działają firmy, które oferują preparaty czyszczące i konserwujące do blach nadwoziowych, lakiery, materiały tapicerskie, oleje i smary produkowane specjalnie pod kątem oldtimerów. Są kupcy, którzy importują części i zespoły do aut marek brytyjskich czy niemieckich. Są handlowcy, dostarczający elementy samochodowej elektrotechniki do pojazdów klasycznych. Na marginesie: świece zapłonowe, tak istotne dla sprawnego funkcjonowania starych jednostek napędowych, były jeszcze niedawno dostępne w szerokim asortymencie na każdej stacji benzynowej. Teraz daremnie ich tam szukać, za to półki z alkoholem aż się uginają…
No i są firmy, które zgodnie z dawnymi technologiami produkują to i owo. Na Zachodzie działają zresztą zakłady, które w skali małoseryjnej wytwarzają wiele unikatowych elementów (szczególnie z dziedziny tzw. galanterii), które stosunkowo łatwo ulegały zniszczeniu, przez to są szczególnie poszukiwane, a zatem cenne. Chodzi m.in. o zewnętrzne elementy oświetleniowe (np. kierunkowskazy ramieniowe) czy wskaźniki i zegary.
W różnych ośrodkach są urządzane giełdy starych pojazdów i elementów do nich. Odbywają się duże wystawy (na czele z Retro Motor Show na Targach Poznańskich), a część z nich ma całkiem komercyjne oblicze.

Branża z perspektywą

Renowacja zabytków motoryzacji (i cały wachlarz usług towarzyszących) to żmudne zajęcie dla cierpliwych i owładniętych pasją. Na skróty nie da się osiągnąć dobrych efektów. Liczy się rzetelna praca i solidny zasób wiedzy z dziedziny dawnej techniki motoryzacyjnej.
Analitycy rynku usług motoryzacyjnych nie wątpią, że sektor klasyków ma dobre perspektywy. Rośnie zamożność Polaków, przybywa osób, które stać na posiadanie i kolekcjonowanie zabytkowych pojazdów. Powstają coraz to nowe kolekcje muzealne, np. spory zbiór zgromadzony przez Annę i Marcina Kusów, małopolskich przedsiębiorców z branży motoryzacyjnej.
Ważne jest i to, że w naszym kraju nie brak wytrawnych fachowców, którzy z powodzeniem podejmują najtrudniejsze wyzwania z tej dziedziny. Na pierwszy rzut oka stare pojazdy z uwagi na swój wiek mogą stanowić potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu; w dodatku te, która mają żółte tablice, nie podlegają obowiązkowi corocznych przeglądów rejestracyjnych. – Z naszego punktu widzenia pojazdy zabytkowe ani ich użytkownicy nie są uciążliwą grupą uczestników ruchu drogowego. Policja w toku prowadzonych kontroli drogowych nie odnotowuje żadnych problemów z tymi pojazdami i ich użytkownikami – stwierdza podinspektor Krzysztof Dymura, zastępca naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Ta opinia potwierdza znaną prawdę, że „zabytki”, mimo swych starych metryk, są utrzymywane w kwitnącym stanie technicznym.

zdjęcia autora
Grzegorz Chmielewski