Ma w swoim dorobku sukcesy w bardzo konkurencyjnym Pucharze Peugeot. Ma również na koncie tytuły mistrza Polski. Przed dziesięciu laty zawiesił swą rajdową karierę. Teraz Piotr Adamus w zupełnie innej roli spełnia się w środowisku polskich rajdów.

Od czego zaczęła się Pana sportowa przygoda?
Od kolarstwa. Poszedłem w ślady mojego taty, bardzo wcześnie zacząłem trenować kolarstwo w KS „Unia” Oświęcim jako żak. Po siedmiu pełnych sezonach doszedłem do kategorii junior, po drodze zdobywając kilka cennych trofeów. Ale niestety w pewnym momencie została rozwiązana sekcja kolarska Unii. Bardzo szybko znalazłem nowy klub – Policyjny Klub Sportowy „Gwardia” Katowice. Przez pół roku dojeżdżałem do Katowic z Oświęcimia na rowerze, do tego potem dochodził trening właściwy. Bardzo mnie to zmęczyło i zniechęciło, a w dodatku miał na to niekorzystny wpływ brak wsparcia, bo mój tata wyjechał do pracy za granicę.
Jako 17-latek zdałem egzamin na prawo jazdy i poczułem pewną emocjonalną pustkę, brakowało mi rywalizacji. Wtedy podjąłem decyzję o startach w Konkursowych Jazdach Samochodowych. To trwało przez pięć lat, aż do pierwszego mojego startu w prawdziwym rajdzie.

Jak wyglądał ten debiut?
To było w 1998 roku w Rajdzie Polski z bazą w Krakowie. Jechałem wtedy jako „szachownica”, czyli załoga zamykająca stawkę zawodników. Pierwszy prawdziwy start w Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski zaliczyłem w Rajdzie Warszawskim w 1999 roku.

Najlepsze lata, największe sukcesy…
Zdecydowanie sezon 2001, wtedy zdobyłem pierwszy tytuł Mistrza Polski w Pucharze Peugeot 106. Potem sezon 2002 – absolutnie wszystko było podporządkowane zdobyciu Mistrzostwa Polski w Pucharze Peugeot 206. Mieliśmy bardzo dobrych sponsorów, którzy wspierali nas przez wszystkie lata startów. Dzięki ciężkiej pracy i wsparciu sponsorów udało się ten tytuł zdobyć. No i sezon 2004 – kolejny tytuł Mistrza Polski w Pucharze Peugeot 206.

Którą ze swych rajdówek najwyżej Pan ocenia?
W latach 2005-2006 startowałem w Peugeot 206 S 1600. Z jednej strony czułem zapach polskiego zespołu fabrycznego (Peugeot Sport Polska), a z drugiej strony to był rajdowy samochód z krwi i kości, na najwyższym poziomie przygotowany do sportu.

Ulubiony rajd?
Są trzy: Rajd Wisły, Krakowski i Rzeszowski. Czuję wielki sentyment do tych odcinków specjalnych.

Czy teraz (a to już dziesięć lat po zaniechaniu startów) czuje się Pan kierowcą spełnionym? Czy wciąż jeszcze czegoś Panu brakuje na liście osiągnięć?
Po tych dziesięciu latach od ostatniego startu pozostaje mi smak wielu sukcesów i niewielu porażek. Ale nie uważam się za kierowcę do końca spełnionego, bo nie miałem szansy sięgnąć po najważniejsze trofeum – po tytuł Mistrza Polski w klasyfikacji generalnej.

Wciąż trwa Pan pośród aut…
Jestem właścicielem warsztatu samochodowego w Oświęcimiu. Od kilku lat już nie zajmuję się autami rajdowymi. Naprawiamy tylko samochody normalnego użytku, wkładam w to dużo wiedzy i doświadczenia, wyniesionego z pracy z samochodami sportowymi. Na przygotowanie samochodu do rajdów potrzeba znacznie więcej czasu niż na naprawę auta „cywilnego”, przy tym praca przy autach wyczynowych nie była zbyt opłacalna, to raczej było hobby.

pict0032-large

Piotr Adamus
(urodzony w Oświęcimiu 23 lutego 1973)

  • Pierwsza Konkursowa Jazda Samochodowa – 1993 (Polski Fiat 125p)
  • Pierwszy rajd – 1998 (jako „szachownica” w Rajdzie Polski)
  • Pierwszy start w rundzie RSMP – 1999 (Rajd Warszawski )
  • Ostatni rajd w RSMP – 2006 (Rajd Warszawski)
  • Rajdowe samochody:
  • Peugeot 106 Rallye – 1999–2001
  • Peugeot 206 XS – 2002–2004
  • Opel Corsa S 1600 – 2003 (tylko dwa rajdy)
  • Mitsubishi Lancer IV – 2002 (Zimowy Rajd Dolnośląski)
  • Renault Megane – 2003 (jeden start w wyścigu)
  • Peugeot 206 S 1600 – 2005–2006
  • Prywatnie jeździ w Renault Clio RS
  • Liczba startów w RSMP: 66 (4 wycofania – 6,1 %)
  • Mistrzostwo Polski 2001 (Puchar Peugeot 106 Rallye), 2002 i 2004
    (Puchar Peugeot 206 XS).

Z rajdami trudno się rozstać, wciąż żyje Pan tym sportem – ale już inaczej. Na czym polega funkcja tzw. szpiega?
Zadaniem szpiega (według regulaminu chodzi o załogę „samochodu rozpoznania trasy”) jest ocenienie stanu odcinka specjalnego na około 60-85 minut przed startem pierwszej załogi rajdowej. Po przejechaniu odcinka specjalnego przekazujemy informację załodze, że już zjechaliśmy. W odpowiedzi dzwoni do nas załoga – najczęściej pilot, któremu przekazujemy wszystkie naniesione przez nas poprawki w sporządzonych dzień czy dwa dni wcześniej notatkach, opisujących dany odcinek specjalny. Tak więc jest to zestaw ważnych aktualizacji, wynikających m. in. z panującej pogody.

Z taką pracą wiąże się wysoka odpowiedzialność – czy zdarzają się sytuacje, w których załoga nie odczytuje trafnie Pańskich wskazówek, przekazywanych na gorąco z trasy?
Szpieguję już szósty sezon, przez ten czas sprawdzałem wszystkie rajdy do RSMP. Dla załogi, dla której w tym sezonie szpieguję (a są to Tomasz Gryc i Michał Kuśnierz) sierpniowy Rajd Rzeszowski pokazał, że niestety zdarzają się wpadki…

Pewnie mimochodem porównuje Pan rajdy ze swoich lat z tymi, które dzieją się współcześnie. Jaki jest bilans tych porównań?
Tak, często zdarza mi się porównywać rajdy sprzed lat z tymi obecnymi i dochodzę do wniosku, że teraz pomiędzy zawodnikami nie ma tej ciepłej, rodzinnej atmosfery, jaką ja miałem okazję doświadczać przez pięć lat startów w Pucharze Peugeot. Co do samochodów, to ciężko mi porównywać, bo przecież technika wciąż idzie do przodu. Jeśli zaś chodzi o organizację samych zawodów, to wyraźnie widzę duży zapas bezpieczeństwa, stworzony przez organizatorów dla dobra kibiców.

Jak daleko jest od kariery wyczynowego kierowcy, który miał na swym koncie wiele sukcesów, do funkcji szpiega? Czy obecne rajdowe zajęcie wynika z ciągle żywych tęsknot za sportem samochodowym?
Na pewno tak, chciałbym nadal się ścigać, już wspomniałem o tym, że nie było mi dane walczyć na najwyższym szczeblu RSMP. Rola szpiega jest dla mnie funkcją całkiem wartościową, bo dzięki temu wciąż mam kontakt z tym sportem od środka, jednocześnie nadal mogę spotykać się z zawodnikami – tak jak za starych, dobrych lat.

145_4549-copy

fot. Marcin Kaliszka

Czy bez własnych doświadczeń rajdowych można być dobrym szpiegiem?
Myślę, że bez bogatych doświadczeń też można się przybliżyć do tego, żeby być skutecznym szpiegiem. Ale aby być takim stuprocentowym szpiegiem, koniecznie trzeba mieć wcześniejsze własne doświadczenia rajdowe. W tej roli ważna jest dobra intuicja, wyczucie, doświadczenie zebrane przez lata swoich osobistych startów.

Jakie były kamienie milowe w Pana karierze rajdowej? U czyjego boku stawiał Pan swoje pierwsze rajdowe kroki? Kto Pana wspierał i doradzał? Kto był w tym sporcie Pańskim autorytetem, mistrzem i mentorem? I kogo uważa Pan za swego ucznia/wychowanka?
Moje kamienie milowe to najpierw pięć lat startów w KJS-ach, wtedy poczułem, czym dla mnie są rajdowe emocje. Pierwsze rajdowe kroki stawiałem u boku mojego śp. taty Kazimierza Adamusa, który był moim pilotem na KJS-ach, jednocześnie wspierał mnie we wszystkim, co robiłem.
Z kolei w sezonie 1999, kiedy zacząłem poważnie angażować się w rajdy na szczeblu RSMP, był u mojego boku śp. Wiesław Cygan – bielszczanin, były kierowca fabrycznych zespołów FSM i FSO, wielokrotny Mistrz Polski. To on doradzał mi i był moim mentorem przez cały rok 1999, udzielał mi cennych wskazówek i rad co do techniki jazdy czy też zachowań na trasie.
Wielkim autorytetem i mistrzem jest dla mnie niezmiennie śp. Janusz Kulig. Razem z nim reprezentowałem ten sam Automobilklub Krakowski. Miałem okazję kilkakrotnie z nim rozmawiać, a jednocześnie bacznie obserwowałem jego styl rajdowej jazdy. To były dla mnie bardzo cenne doświadczenia.
Teraz bardzo mocno kibicuję Jankowi Chmielewskiemu, patrząc z boku staram się mu zawsze podpowiedzieć coś pożytecznego.

Mawia się, że jeśli kierowcy rajdowemu raz w sezonie nie przydarzy się kraksa, to znaczy, że jeździ zbyt wolno. Pan też tak uważa? Czy udawało się Panu uniknąć groźnych wypadków? Od czego to w rajdach zależy – jedni „dzwonią” rzadko, inni „walą” nieomal na co drugim odcinku specjalnym… Czy to bardziej kwestia temperamentu, czy umiejętności, czy talentu?
W sezonie 1999, a więc w pierwszym roku moich startów, nie ukończyłem ostatniej eliminacji – Rajdu Karkonoskiego – i wtedy po raz pierwszy odczułem, ile smutku i goryczy towarzyszy kierowcy po nieukończonym rajdzie. W tym samym roku miałem szansę być na podium Pucharu Peugeot 106. Moim planem było ukończenie każdej rundy, aby zdobyć jak najwięcej punktów potrzebnych do punktacji na koniec sezonu. Brak punktów z Karkonoszy bardzo mi wtedy zaszkodził.
Myślę, że można przejechać pełny sezon bez żadnego „dzwona”, na wysokim poziomie. Zdarzają się jednak sytuacje, w których może zabraknąć odrobiny szczęścia i wtedy problem gotowy.

Piotr Adamus i Magda Zacharko trzykrotnie zdobywali szarfy Mistrzów Polski - za każdym razem w Pucharze Peugeot.

Piotr Adamus i Magda Zacharko trzykrotnie zdobywali szarfy Mistrzów Polski – za każdym razem w Pucharze Peugeot. Fot. Grzegorz Chmielewski.

Które z rajdowych marzeń zdołał Pan zrealizować, a co pozostało niespełnione?
Moim marzeniem był tytuł Mistrza Polski, zdobyłem go trzykrotnie w Pucharze Peugeot i za każdym razem tak samo bardzo mnie cieszył i przynosił ogrom satysfakcji. Fajne były też starty w latach 2005-2006 za kierownicą Peugeot 206 S 1600; pomimo tego, że wtedy nie zdobyłem mistrzowskiej szarfy w swojej klasie, to i tak jazda tym autem sprawiała mi wiele frajdy.
Przerwanie kariery rajdowej uniemożliwiło mi podjęcie walki o tytuł Mistrza Polski w punktacji generalnej i to sprawiło, że czuję się nie do końca spełniony jako kierowca rajdowy.

Czy to już pora, aby Pan spróbował szczęścia w Rajdzie Żubrów – niebawem już pięćdziesiąta edycja tych zawodów dla byłych rajdowców i dla działaczy?
Miałem okazję już debiutować w Rajdzie Żubrów, ale w roli komisarza. Fajne przeżycie, ekstra zabawa. Byliśmy starterami do odcinka specjalnego, ale sam już nie pamiętam dokładnie, jaki to był odcinek. Było bardzo wesoło!
Myślę, że niebawem przyjdzie czas na posmakowanie tego rajdu już w roli kierowcy, a pilotem zostanie moja żona. Trzeba będzie odświeżyć stare kontakty u byłych sponsorów i kto wie – może czymś jeszcze zaskoczę światek rajdowy?

Rozmawiał: Grzegorz Chmielewski