Samochody z napędem elektrycznym są znane od dawna. Pierwsze konstrukcje powstały pod koniec XIX wieku, ale przez dziesięciolecia na drogach niepodzielnie panowały pojazdy napędzane silnikami spalinowymi. Sytuacja zmieniła się w latach 90. XX wieku, kiedy zaczęto projektować i produkować seryjnie samochody osobowe napędzane silnikami elektrycznymi.

W ciągu niespełna 30 lat nowa gałąź motoryzacji przebyła długą drogę. Jeszcze kilkanaście lat temu można było spotkać się z opinią, że samochody całkowicie elektryczne prawdopodobnie pozostaną jedynie ciekawostką. Przyszłość łączono z rozwojem napędu hybrydowego, ponieważ dostępne wtedy technologie produkcji akumulatorów trakcyjnych nie pozwalały na produkcję samochodów o zasięgu porównywalnym z pojazdami z silnikami spalinowymi. Z dzisiejszej perspektywy przyszłość wygląda inaczej.
Napęd hybrydowy wydaje się pośrednim ogniwem w ewolucji pojazdów – koniecznym, lecz nie ostatecznym. Zakończenie produkcji samochodów z silnikami spalinowymi nie wydaje się już pomysłem utopijnym. Można przypuszczać, że zostanie on zrealizowany w perspektywie krótszej niż 50 lat. Już dziś przemysł motoryzacyjny stawia na napęd elektryczny. Po części dlatego, że nie ma innego wyjścia, bo produkcja samochodów elektrycznych umożliwia utrzymanie obowiązujących limitów zanieczyszczeń powietrza.
Jest jednak i inny, być może ważniejszy powód. Napęd elektryczny otwiera przed konstruktorami nowe możliwości. Jest atrakcyjny, ponieważ umożliwia uproszczenie konstrukcji pojazdów, ułatwia precyzyjne sterowanie silnikiem, eliminuje skomplikowane, drogie i zawodne sprzęgła, skrzynie biegów, układy zasilania w paliwo, rozrząd i wiele innych. Pozostaje tylko jedna ciemna strona: przewożenie odpowiedniego zapasu energii elektrycznej wciąż wymaga drogich, ciężkich, tracących pojemność i umiarkowanie przyjaznych dla środowiska akumulatorów.

Elektryki są lubiane

Samochody z napędem elektrycznym dzieli się na kilka grup, w zależności od sposobu pozyskiwania energii elektrycznej. Historycznie pierwsze były samochody hybrydowe, wyposażane w silnik spalinowy i elektryczny, bez możliwości ładowania akumulatorów ze źródeł zewnętrznych. Oznacza się je skrótem HEV (hybrid electric vehicles).
Następnie pojawiły się samochody hybrydowe wyposażone w układ ładowania akumulatorów z sieci elektrycznej – PHEV (plug-in hybrid electric vehicles).
Równolegle były rozwijane koncepcje samochodów wyposażonych wyłącznie w silnik elektryczny, wymagających ładowania akumulatorów z sieci – BEV (battery electric vehicles).
Samochody zasilane energią elektryczną produkowaną w wodorowych ogniwach paliwowych określa się mianem FCEV (fuel cell electric vehicles). Jest jeszcze kategoria EREV (extended-range electric vehicles), do której należą pojazdy wyposażone w niewielki, pomocniczy generator prądu elektrycznego napędzany silnikiem spalinowym. Zbiorcza kategoria ECV (electrically chargeable vehicle) obejmuje pojazdy: BEV, FCEV, EREV, PHEV. Samochody z ogniwami paliwowymi zalicza się też do kategorii BEV. Kategoria PHEV obejmuje również EREV. Za hybrydy uznaje się w poniższej klasyfikacji pojazdy z silnikiem spalinowym i elektrycznym, ale bez możliwości doładowania z zewnętrznego źródła zasilania.

Na ten podział trzeba zwrócić uwagę, interpretując dane o sprzedaży samochodów elektrycznych. Z danych opublikowanych przez stowarzyszenie ACEA (European Automobile Manufacturers Association) wynika, że w ostatnich latach sprzedaż w poszczególnych kategoriach w krajach EU, UK i EFTA kształtowała się następująco:

W roku 2020 sprzedaż hybryd i samochodów elektrycznych po raz pierwszy (w dodatku znacznie) przekroczyła milion egzemplarzy.
W Polsce, według Instytutu SAMAR, liczba rejestracji nowych samochodów z napędem elektrycznym wyglądała następująco: auta BEV – 3679 sztuk (wzrost o 147%), PHEV – 4430 sztuk (wzrost o 283%), klasyczne, pełne hybrydy HEV – 36806 sztuk (wzrost o 27%), proste hybrydy MHEV – 30 816 sztuk (wzrost o 170%).
Rok 2020 należy podzielić na dwa okresy. W pierwszym półroczu nastąpił zauważalny spadek sprzedaży wszystkich pojazdów: spalinowych i elektrycznych. Można go tłumaczyć restrykcjami nakładanymi na przedsiębiorstwa i obywateli w poszczególnych krajach. Te ograniczenia zaczęto znosić w drugiej połowie roku, począwszy od okresu wakacyjnego. Wtedy nastąpiła zmiana trendu i bardzo duży wzrost sprzedaży. Nie powstrzymała go nawet druga fala zachorowań, która zaczęła narastać jesienią.
Jeśli przyjrzymy się wynikom sprzedaży w poszczególnych krajach, okaże się, że palmę pierwszeństwa wciąż dzierży Norwegia. W ubiegłym roku ponad 54% sprzedanych tam nowych pojazdów należało do kategorii BEV. Szacunki na rok 2021 przewidują, że udział tych samochodów nadal będzie rósł i na koniec roku przekroczy 65%.
Niemcy są największym w Europie i drugim na świecie (po Chinach) rynkiem samochodów EV. W 2020 roku sprzedaż aut elektrycznych zwiększyła się tam o 254% w porównaniu z rokiem 2019, sprzedaż aut BEV o 191%, zaś hybryd PHEV o 351%. Oznacza to, że więcej niż co ósmy sprzedany na świecie samochód plug-in znalazł właściciela właśnie w Niemczech.
Szczególnie interesujące są trendy pojawiające się w kategorii BEV – pojazdów zasilanych wyłącznie z akumulatorów. Ponieważ są one pozbawione silników spalinowych, decyzja o zakupie takiego pojazdu oznacza akceptację faktu, że zasięg zależy od dostępności stacji ładowania.
Wzrost sprzedaży samochodów BEV będzie oznaczał, że klienci uznali rozwój sieci stacji ładowania za wystarczający przynajmniej dla niektórych zastosowań pojazdów. Pokonanie tej bariery jest warunkiem koniecznym dalszego rozwoju sprzedaży pojazdów elektrycznych.
Nie bez znaczenia jest fakt, że wiele państw zachęca swoich obywateli do inwestowania w instalacje wytwarzające energię ze źródeł odnawialnych. W polskich realiach oznacza to przede wszystkim instalacje fotowoltaiczne. Właściciele pojazdów mieszkający we własnych domach mogą dzięki dofinansowaniu instalacji znacznie obniżyć koszt eksploatacji samochodu.

Czas pandemii

Dostępne dane statystyczne opisują zachowanie rynku motoryzacyjnego w 2020 roku. Był to rok szczególny, przebiegający pod znakiem pandemii i wynikających z niej anomalii i ograniczeń. Przemysł motoryzacyjny zmagał się z wyjątkowymi problemami: zamykane były montownie, dostawcy materiałów i podzespołów nie byli w stanie zrealizować zamówień w całości. Klienci zmieniali plany zakupowe pod wpływem osobistych doświadczeń: choroby, ryzyka utraty pracy, redukcji wynagrodzeń. Z drugiej strony rządy obiecywały wdrażanie planów ratunkowych, wspieranie przedsiębiorców.
Kolejne fale zachorowań, masowe szczepienia, informacje o rozprzestrzenianiu się mutacji wirusa SARS-CoV-2 wciąż wpływają na światową gospodarkę i utrudniają przewidywanie sytuacji po pandemii. Dlatego, interpretując statystyki, należy zachować daleko posuniętą ostrożność w prognozowaniu przyszłości.
Fakt, że mimo zagrożenia i niepewności spowodowanych przez pandemię sprzedaż samochodów elektrycznych wypadła wyjątkowo dobrze, może oznaczać, że elektryczna rewolucja w motoryzacji będzie bardziej gwałtowna niż oczekiwano. Szalenie interesujące będzie porównanie wyników z 2020 roku z pierwszym rokiem po zakończeniu pandemii. Oby był to rok 2022.

To nie koniec zmian

W przyszłości czeka nas jeszcze jedno poważne przetasowanie rynku i zmiana trendów sprzedaży. Dokonają go producenci samochodów zasilanych energią elektryczną wytwarzaną przez wodorowe ogniwa paliwowe. Technologia produkcji tych ogniw jest znana od dawna. Wiadomo, że są one wydajne, bezpieczne i czyste, a problemy, z którymi borykają się konstruktorzy, dotyczą przede wszystkim przechowywania wodoru w pojeździe.
Biorąc pod uwagę fakt, że Niemcy postanowili zainwestować w najbliższym czasie 9 miliardów euro w rozwój technologii pozyskiwania energii z wodoru, można spodziewać się znacznych postępów. Wprawdzie wspomniana kwota dotyczy wszystkich zastosowań ogniw paliwowych, ale należy założyć, że przemysł motoryzacyjny będzie jednym z głównych beneficjentów.
W wyścigu biorą udział nie tylko Niemcy. Dojrzałych i obiecujących projektów jest więcej: japońska Toyota Mirai, koreański Hyundai, który zainwestował ostatnio w fabrykę ogniw paliwowych w Chinach (zakład początkowo wyprodukuje 6500 zestawów rocznie, ale będzie mógł zwiększyć wydajność), konsorcjum Stellantis stworzone w 2021 roku przez Fiat Chrysler Automobiles and Groupe PSA (w pierwszej kolejności zamierzają wprowadzić do sprzedaży wodorowe samochody dostawcze).
Skokowego wzrostu sprzedaży samochodów na wodór można się spodziewać wtedy, gdy wzrośnie liczba ogólnodostępnych punktów tankowania. O ile bowiem właściciele samochodów elektrycznych mogą je ładować w domu, o tyle samochody zasilane wodorem muszą być eksploatowane w pobliżu stacji napełniania, które z kolei są kosztowne w wykonaniu i utrzymaniu. Staną się rentowne, gdy wzrośnie sprzedaż wodoru. Żeby przerwać ten zaklęty krąg, potrzebna jest zachęta dla inwestorów, którzy muszą mieć pewność, że zysk, choć odroczony w czasie, będzie wart wyłożonych pieniędzy.

Będzie się działo

Dynamika wzrostu sprzedaży samochodów elektrycznych jest niezwykle ważnym czynnikiem pozwalającym prognozować zachowanie całego rynku motoryzacyjnego. Nie chodzi jedynie o przychody ze sprzedaży, ale także o zapotrzebowanie na usługi serwisowe. Warsztatów specjalizujących się w napędach elektrycznych wciąż jest mało, tymczasem naprawa nowoczesnych silników i ich układów sterowania wymaga wiedzy i doświadczenia. Jest o co walczyć, bo za kilka lat, kiedy wzrośnie liczba dostępnych, względnie tanich samochodów BEV z tzw. drugiej ręki, pojawi się zapotrzebowanie na usługi mechatroników i elektroników. Warsztaty, które będą przygotowane na przyjęcie nowych klientów, mają szansę zdominować rynek na dłuższy czas.

Piotr Kołaczek