Niektórym, zwłaszcza kierowcom, aż trudno uwierzyć, że najstarszy na świecie wizerunek bodaj najważniejszego w historii ludzkości wynalazku, czyli koła, znajduje się w Krakowie! Konkretnie w Muzeum Archeologicznym przy ul. Poselskiej. Oryginał tzw. wazy z Bronocic stoi w magazynie muzeum, ale zwiedzającym udostępniona jest kopia tego naczynia, na którym pięciokrotnie powtórzono rysunek wozu na czterech kołach z dyszlem. Piąte koło symbolizuje ładunek wieziony przez ten wóz.

Renomowany instytut w Groningen w Holandii, specjalizujący się w badaniu radiowęglowym C14 potwierdził, iż waza pochodzi z lat 3635–3370 przed naszą erą, a więc jest znacznie wcześniejsza od modelu koła kredowego znalezionego przez Holendrów w 1974 roku w Syrii i pochodzących sprzed II wojny niemieckich znalezisk archeologicznych w Tell Halaf, również w Syrii. Do niedawna za wynalazców koła uchodzili Sumerowie, zamieszkujący dorzecze Eufratu i Tygrysu na Bliskim Wschodzie. Chińczycy natomiast twierdzili, że koło wynalazł cesarz Houang-Ti w XVII wieku przed naszą erą. W Europie autorem koła miał być Grek Archytas z Tarentu (V wiek p.n.e.).
„Polskie koło” zostało odnalezione w 1976 roku podczas badań osady z okresu kultury pucharów lejkowatych na terenie wsi Bronocice w powiecie pińczowskim, w gminie Działoszyce w Świętokrzyskiem. Wazę znaleźli prof. Janusz Kruk z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Krakowie oraz prof. Sarunas Milisauskas ze State University of New York w Buffalo (USA). Skoro był wóz z dyszlem (a właściwie trzema dyszlami), to musiał być jakiś napęd. Obaj uczeni doszli do wniosku, że siłą napędową wozu widocznego na wazie z Bronocic były tury. I właśnie na podstawie badań radiowęglowych otarć od sznurów na odnalezionych obok wazy rogach tych zwierząt (miały one tzw. uprząż przyrożną) ustalono wiek rogów i wazy.

Pierwsze koła, także te do bronocickich wozów, wykonane były z jednego kawałka drewna. Najpewniej była to część pnia drzewa przycięta na odpowiednią grubość. Potem zaczęto spajać trójkątne kawałki drewna ułożone niczym serki topione w okrągłym pudełku, przez co budowa kół była łatwiejsza. Wreszcie w celu obniżenia ciężaru kół ich wytwórcy wymyślili zrazu cztery, a potem i więcej drewnianych szprych. Dzięki temu np. rzymskie rydwany używane na polach bitew były znacznie lżejsze i trwalsze od wozów na pełnych kołach.

Koło ewoluowało w ciągu wieków, ale wszelkie zmiany dotyczyły jego elementów, a nie samego pomysłu. By wzmocnić osadzenie kół na osiach furgonów, powozów czy karet wprowadzono okuwanie ich żelazem. Okuwano też żelazem samą bieżnię koła w celu poprawienia jego trwałości. Nie zapominano też o oporach toczenia, smarując końcówki osi łączące się z kołem. Na przełomie XIX i XX wieku naszej ery po wsiach galicyjskich jeździli Łemkowie i Polacy zamieszkujący okolice Gorlic i oferowali specjalny smar do osi na bazie ropy naftowej. Ale ponieważ „Polak potrafi”, widziałem w latach pięćdziesiątych XX wieku, jak na wsiach w Beskidzie Wyspowym gospodarze smarowali osie za pomocą… grzybów znajdowanych przy drodze i w ten sposób zmniejszali opory toczenia wozu. Ropa naftowa była wtedy surowcem strategicznym i smar o nazwie towot z rzadka pojawiał się w sklepach gminnych spółdzielni.

Kiedy nadeszła era pojazdów bez koni, projektując ich koła wzorowano się wprost na pojazdach konnych. Pierwsze rowery miały przeważnie koła szprychowe z metalu, ale pierwsze samochody pieczołowicie wykonane koła szprychowe z najtrwalszych gatunków drewna. Chodziło o to, by koła samochodowe były jak najlżejsze, bowiem początkowo nie wymieniało się – w razie defektu – samej opony, lecz całe koło. Wraz z oponami zdejmowanymi pojawiły się blaszane pełne koła mocowane kilkoma śrubami do osi. Jednak w sporcie samochodowym, gdzie liczy się nie tylko waga części, ale i czas serwisowania pojazdu, zaczęto jeszcze w latach dwudziestych XX wieku używać metalowych obręczy kół ze szprychami (niczym w rowerze) i centralną nakrętką, którą łatwo było zluzować, by szybko wymienić koło.

Postęp technologiczny w przemyśle motoryzacyjnym sprawił, że mniej więcej od połowy lat pięćdziesiątych XX wieku zaczęły się pojawiać koła z lekkich stopów metali. Zrazu w samochodach sportowych, przeznaczonych do wyścigów i rajdów, potem w droższych modelach aut, aż wreszcie felgi z lekkich stopów zeszły „pod strzechy”. Dzisiaj każdy może kupić do swego auta dowolny model lekkiej felgi, wiele ich modeli prezentuje katalog marki Starline. Wszystko zależy tylko od zasobności kieszeni. Jeszcze nie tak dawno felgi z lekkich stopów stosowano w samochodach nie tylko z powodu ich mniejszej wagi niż felg stalowych, ale także ze względów estetycznych. Obecnie lekka felga ma przewagę nad całostalową także w niektórych warunkach eksploatacyjnych. Choćby w zimie, przy obfitych opadach śniegu. Przez lata panowało przekonanie, że do opon zimowych nie nadają się lekkie felgi. Tym współczesnym nie szkodzi nawet kąpiel solankowa, jaką fundują im zimą w Polsce służby utrzymania dróg. Dawniej lakier, którym powlekano tarczę koła z lekkich stopów, odrywał się od metalu, powodując pogorszenie estetyki auta. Obecnie lakiery są trwalsze, a kilka szprych w kole eksploatowanym w zimie sprawia, że śnieg nie przywiera trwale do felgi, jak to ma miejsce w przypadku felg pełnostalowych.

Oczywiście, nawet wóz z pełnymi felgami, jak ten ciągnięty przez tury z Bronocic, nie miał żadnych kłopotów ani w zimie, ani w lecie. Jak był kopny śnieg, to wtedy wozu nie używano. I choć niektórym w głowie się nie mieści, że to właśnie na terenie współczesnej Polski wymyślono koło, to przecież jest to znacznie bardziej prawdopodobne niż na bezleśnych terenach zamieszkanych przez Sumerów. W końcu nie wszystkie wynalazki muszą pochodzić z Bliskiego Wschodu…

Wojciech Machnicki