Przed laty, kiedy jeszcze szkolenie militarne studentów odbywało się na wyższych uczelniach, tzw. kadra często opowiadała wyświechtany „dowcip”, iż chlebak – jak sama nazwa wskazuje – służy do noszenia granatów. Idąc tym tropem, rzec można, że akumulator jest skrzynką na prąd.

Skrzynką wielce przydatną podczas eksploatacji wszelkich wehikułów poruszających się na lądzie, na wodzie, jak i w powietrzu. I aż wierzyć się nie chce, że pierwszy akumulator kwasowo-ołowiowy pojawił się w roku 1850 za sprawą fizyka Wilhelma Józefa Sinstedena, który go wymyślił i… postawił na półce. Trzeba było jeszcze poczekać aż do roku 1866, kiedy Werner von Siemens stworzył generator prądu stałego – i dopiero wtedy akumulator mógł znaleźć swoje zastosowanie.

Co ciekawe, w 1881 roku – na 5 lat przed konstrukcjami Karola Benza – pierwszy samochód elektryczny Trove Tricycle napędzany za pomocą 10 akumulatorów kwasowo-ołowiowych przejechał ok. 26 km i przez długie lata był to niepobity rekord świata. Kto wie, jak potoczyłaby się historia światowej motoryzacji, gdyby nie zaczęto masowo drążyć szybów naftowych, początkowo na terenach Galicji w Cesarstwie Austro-Węgier, a potem w Stanach Zjednoczonych (w tej właśnie kolejności, skrupulatnie pomijanej przez większość zachodnich historyków motoryzacji). Ba, u samego schyłku XIX wieku samochód, który po raz pierwszy na świecie przekroczył prędkość 100 km/godz., miał silnik elektryczny i baterię akumulatorów. Był to Jamais Contente (Wiecznie Niezadowolona) Belga Kamila Jenatzy’ego. Notabene pierwszy samochód, który pokonał granicę
200 km/godz., miał z kolei silnik parowy. Już w 1901 roku samochód elektryczny przejechał dystans ok. 300 km bez ładowania akumulatorów i przez kilkadziesiąt lat nikt tego rekordu nie pobił. Aż wierzyć się nie chce, że w początkach XX wieku po ulicach Nowego Jorku krążyło ok. 2000 taksówek, furgonetek dostawczych i autobusów z napędem elektrycznym. Co nie powinno dziwić, skoro w 1900 roku w Stanach Zjednoczonych aż 40% samochodów miało napęd parowy, 38% – napęd elektryczny i tylko do 22% pojazdów wlewało się paliwo. Ale już 15 lat później „elektryków” na drogach i ulicach USA było tylko 5%. Pewnie za sprawą Henryka Forda, który od 1908 roku motoryzował Amerykę swoim modelem T, niekoniecznie bez inspiracji przemysłu naftowego…

Ale żeby było ciekawiej, to historia prądu sięga bardzo zamierzchłych czasów i – oczywiście – terenów Bliskiego Wschodu. W 1936 roku niemiecki archeolog Wilhelm Koenig podczas prac wykopaliskowych w Bagdadzie odnalazł gliniane naczynie z miedzianym prętem i zaschniętą cieczą na dnie. Jak się okazało po badaniach, był to roztwór kwasu octowego i cytrynowego. I choć to nie był akumulator – bo nie dało się go doładowywać prądem – tylko pierwsza bateria na świecie, to tysiące lat po jej stworzeniu okazało się, że ta bateria działa! W znanym i u nas programie telewizyjnym USA „Pogromcy mitów” dokładnie odtworzono „baterię z Bagdadu” i okazało się, że można z niej uzyskać prąd.

W bliższych nam czasach już w 1900 roku stworzono akumulator niklowo-kadmowy (od 2004 zakazany w krajach UE ze względu na trujące właściwości kadmu), ułatwiający rozruch nawet w temperaturze minus 40 st. C, jednak pod maskami samochodów z silnikami spalinowymi długie lata dominowały akumulatory kwasowo-ołowiowe.
We współczesnym samochodzie montowane są różnego rodzaju – pod względem budowy – akumulatory. Wszak inne potrzebne są do samochodów z silnikami spalinowymi, jeszcze inne do tzw. hybryd, czyli pojazdów o napędzie spalinowo-elektrycznym (notabene pierwszą hybrydę zbudował jeszcze w 1900 roku Ferdynand Porsche), a zupełnie inne do samochodów elektrycznych, gdzie wymagany jest duży zasięg na jednym ładowaniu, a przy tym to ładowanie musi być na tyle szybkie, by kierowca nie mitrężył czasu w podróży. Poza tym w aucie z silnikiem spalinowym akumulator pracuje zawsze, bo na postoju służy do zasilania instalacji alarmowej, czy systemu bezkluczykowego otwierania drzwi, zaś w czasie jazdy prąd z akumulatora decyduje nie tylko o właściwej pracy układu zapłonowego, ale także np. podgrzewa szyby, fotele, kierownicę auta, by prowadzącemu nie marzły w zimie ręce, zasila też radio czy odbiornik telewizyjny, a także silniki odpowiedzialne za składanie i rozkładanie dachu samochodu, czyli przekształcanie sedana w kabriolet. Nadto specjalne akumulatory montuje się w samochodach z systemem START-STOP, w których silnik automatycznie wyłącza się podczas postoju na skrzyżowaniu czy w korku i musi się szybko włączyć po wciśnięciu pedału sprzęgła. A jak obliczyły służby serwisowe niemieckiego automobilklubu ADAC, aż 39% awarii samochodów na drodze ma związek z akumulatorem. Oczywiście, każdy kierowca współczesnego samochodu wie, że lepiej nie wymieniać samemu starego akumulatora na nowy. Można utracić dane z komputera auta lub rozregulować inne systemy. Ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że tylko w temperaturze otoczenia +25 st. C akumulator utrzymuje 100% swojej pojemności. W temperaturze 0 st. C jest to już tylko 80%, zaś przy minus 25 st. C akumulator, nawet fabrycznie nowy, ma już tylko 60% swojej nominalnej pojemności. I chociaż większość stosowanych współcześnie w samochodach akumulatorów jest bezobsługowych, to przecież o tę skrzynkę na prąd w samochodzie należy dbać wedle zaleceń producenta, by służyła nam jak najdłużej.

Wojciech Śliwa-Łącki