Wielki mistrz czeskiej literatury, Bohumil Hrabal (1914–1997), jest twórcą bardzo cenionym i popularnym w naszym kraju. Jego książki są w Polsce wciąż wznawiane – i to w wysokich nakładach. Mimo popularności autora, mało znana jest fascynacja czeskiego pisarza motoryzacją, szczególnie sportami motorowymi.

Choć w twórczości Hrabala dość często przewijają się motywy motoryzacyjne, to traktuje się je raczej jako literackie „wymysły”. Tymczasem są one mocno osadzone w biografii pisarza.

Pasja od dzieciństwa

Oto fotografia z rodzinnego albumu, pochodząca z drugiej połowy lat dwudziestych XX wieku. Na bardzo charakterystycznym motocyklu BMW siedzi pan w jasnej sportowej kurtce i w spodniach-pumpach. Za nim płowowłosy chłopiec w krótkich porteczkach. Spogląda wprost w obiektyw aparatu fotograficznego.
To archiwalne zdjęcie znalazło się na okładce poetyckiej opowieści Bohumila Hrabala „Miasteczko, w którym zatrzymał się czas” (wydawnictwo Czuły Barbarzyńca Press, 2014). Dlaczego właśnie ta fotografia? Bo to pacholę z włosami blond to Hrabal w wieku około dwunastu lat. Kierowcą zaś jest jego ojciec (a naprawdę ojczym), który przyszłego pisarza zainfekował miłością do motoryzacji.
W 1968 roku ukazał się w Polsce wybór opowiadań Hrabala „Bar Świat” (wydawnictwo Iskry). Otwiera go opowiadanie „Wieczorna lekcja jazdy” w przekładzie Andrzeja Piotrowskiego (znalazło się także w tomiku „Legenda o pięknej Julci”, Wydawnictwo Literackie, 1990). To w nim znajdziemy klucz do rozszyfrowania owej fotografii z lat dwudziestych XX stulecia, widniejącej na okładce „Miasteczka…”.

Autor jest umówiony na lekcję jazdy na motocyklu Jawa 250 i przy okazji gawędzi z instruktorem, panem Forztikiem. „(Jeździłem) na tylnym siodełku już od najmłodszych lat. Pierwszy motocykl, jakiśmy mieli, to była Laurinka (Laurin&Klement – przyp. autora). Trzeba ją było popychać. (…) Była tam jeszcze przyczepa, w niej zaś brat i matka, nic więc dziwnego, że kiedyśmy kilka razy tę naszą Laurinkę rozpędzali, a ona nagle chwytała, to nie mieliśmy już z tatą siły na nią wskoczyć. (…) Pewnego razu jechaliśmy do Podiebrad. Ojciec kupił sobie długi płaszcz (…), cała rodzina wystroiła się elegancko (…). Powiewający na wietrze płaszcz (…) kółko łańcuchowe zaczęło wciągać w tryby i przeginać ojca w moją stronę. Ojciec wciąż usiłował sięgnąć ręką do dźwigni gazu, ale płaszcz odciągał go do tyłu, (…) ręce ojca raz po raz chwytały pustkę. No i przelecieliśmy przez rów i wjechaliśmy w żyto (…) i tak jeździliśmy w tym życie, a ojciec usiłował kierować Laurinką czubkiem buta. (…) Dopiero brat zaczął próbować po kolei dźwignię za dźwignią (…), a ojciec krzyczał: – To nie ta! I ta też nie! Aż wreszcie brat znalazł tę właściwą i powoli zatrzymaliśmy się pośród łanu żyta. Całe szczęście, że szli ludzie na pole i odcięli tatę kosą. Z resztek tego płaszcza kazał sobie potem ojciec uszyć wiatrówkę…”.
Ta scena z wcześniejszego opowiadania została włączona do scenariusza filmu „Postrzyżyny” (reżyseria Jirzi Menzel, 1981), nakręconego według powieści Hrabala pod tym samym tytułem.

Browar w Nymburku, w którym dorastał Bohumil Hrabal (widok z lat 80. XX w.). Fot. Grzegorz Chmielewski

BMW jako żywo!

Powróćmy do opowiadania pt. „Wieczorna lekcja jazdy”. Na pytanie instruktora Forztika: „A czy wywaliliście się kiedyś z tatusiem?” Hrabal odpowiada: „Na Laurince nie, dopiero na BMW 750. (…) To ci dopiero był potwór. (…) Mieliśmy już wówczas wózek boczny. Ojciec wyprzedził konie i dodał gazu, ale zaczepiliśmy o wystającą piastę koła i obróciliśmy się wokół osi. Ja wpadłem na gruszę i złamałem sobie na niej obojczyk. (…) Ojciec miał obwiązaną głowę, ale śmiał się i krzyczał: – To ci dopiero była
kraksa? Nie?”.
Jeśli wierzyć (a dlaczego nie mielibyśmy wierzyć?) realistycznemu opisowi Hrabala, to jego ojciec František (w książkach nazywany Francinem) miał motocykl bardzo wysokiej ówcześnie klasy – BMW R 62 lub R 63; te właśnie modele były napędzane silnikami 745 cm3 o cylindrach przeciwległych (boxer). Wtedy były to maszyny drogie, wręcz ekskluzywne.

Hrabalowe auteczka

Po wielu życiowych perypetiach Hrabal znalazł na stare lata szczęśliwą przystań w letniskowej wsi Kersko, położonej pośród lasów na południowym brzegu Łaby. Wokół małego domku żyło stado bezpańskich kotów, które pisarz dokarmiał. Z praskiego mieszkania dowoził im smakołyki, opiekował się nimi i dbał o nie. Ze stołecznego dworca autobusowego na Florencu przez wiele lat dojeżdżał do Kerska podmiejskim autobusem.
Dopiero u schyłku życia kupił własne auto – Renault 5. Wkrótce ulubionemu kotu-przybłędzie nadał imię Auteczko. Zbiór pod tytułem „Auteczko” (wydawnictwo Znak, 2003) jest poświęcony hrabalowym kotom, ale także jego autom – po Renault 5 był brązowy Ford Escort. W nim pisarz zaliczył poważną kraksę, zakończoną w szpitalu w Nymburku – tym samym miasteczku, w którym mały Bohuš dorastał i chodził do szkoły, mieszkając przy browarze zarządzanym przez jego ojca.

Dom Bohumila Hrabala w Kersku.

Oczy Laudy

W Kersku zostały zorganizowane zawody samochodowe dla miejscowych zapaleńców – wyścigi po obwodzie kerskich alejek (opowiadanie „Dzień Dziecka” z tomu „Święto przebiśniegu”, Wydawnictwo „Śląsk”, 1981). „Już przed południem rozległ się głuchy dźwięk, tak jakby wyścigowe auta, ale to nie były bolidy, tylko zwykłe Škody z rurami wydechowymi à la Abarth, a te rury wydawały piękny dźwięk, który mroził krew w żyłach. Na dodatek większość młodych ludzi kupiła do swych aut dziwne klaksony, które rozcinały powietrze przepięknym, wysokim dli dli li li li li…”.
Z kolei pan Major, bohater opowiadania „Czekając na chleb” z tego samego tomu, wylicza sławnych zawodników wyścigowych. „…Wszyscy kierowcy Formuły 1 mają oczy blisko siebie (…), takie oczy całkiem blisko siebie miał Manuel Fangio, oczy przy samej nasadzie nosa (…), takie oczy miał też Jochen Rindt, a ten mój chłopak, tegoroczny mistrz Niki Lauda, też tak ma, oczy tak blisko siebie, że aż tworzą jedno oko, taki połączony reflektor, którego wędrujący stożek rozjaśnia kierowcy ten jego wyścigowy tor. Ach, jak kocham tych chłopaków, którzy oczy mają blisko siebie!”. Kiedy zaś pan Major skończył pean ku chwale kierowców wyścigowych, wziął białą laskę i postukując nią, zszedł po schodach. Wtedy ktoś zapytał, czy on ma tak od dziecka? Nie, odparł ktoś inny, pan Major stracił wzrok w kopalni, bo za wcześnie wybuchł ładunek…

Reportaż z toru

Najcelniejszym dowodem umiłowania, jakim Hrabal darzył sporty motorowe, jest bez wątpienia opowiadanie „Śmierć pana Baltisbergera”. W Polsce ukazało się ono po raz pierwszy w 1968 roku w zbiorze „Bar świat”.
Rodzina motorowych kibiców wybiera się starą, zdezelowaną Škodą 430 (na ilustracji na str. 4) na motocyklowy wyścig o Wielką Nagrodę Czechosłowacji. Zawody odbywają się na Masarykovym Okruhu na peryferiach Brna – czynnym od 1930 roku torze wyścigowym, zbudowanym za prezydentury Tomaša Masaryka.
Na torze ścigali się najznakomitsi motocykliści tamtych lat, wśród nich wielokrotni mistrzowie Czechosłowacji František Bartoš (fabryczny jeździec CZ) i František Štastny (Jawa), Włoch Giuseppe Mandolini, Australijczyk Keith Campbell, Brytyjczycy Geoff Duke, John Surtees, Bill Lomas, Bob Anderson, Niemiec Horst Kassner. W pogawędkach kibiców przewijały się też nazwiska asów wyścigów samochodowych (Achille Varzi, Tazio Nuvolari, Rudolf Caracciola, Hans von Stuck, Mario Borzacchini, Giuseppe Campari). Ale radosne pogwarki zamilkły, bo stało się coś groźnego…
„Powietrzem wstrząsnął grzmot maszyn i jako pierwszy przejechał numer 3, Hans Baltisberger. Matka widziała, jak zawodnik obejrzał się, gdzie są pozostali. I nagle wpadł w poślizg na mokrej szosie. Przednie koło wyleciało z impetem w górę, srebrzysta maszyna skosiła słup telegraficzny (…). Ojciec nie stracił spokoju. Ukląkł przy panu Baltisbergerze i pomagał pielęgniarce ściągnąć mu kask (…). Wtem zawodnik podźwignął się, jakby chciał wydobyć się z tego pogruchotanego ciała. Wyszeptał – Ich bitte… ich grusse (…). Ojciec spojrzał na zegarek. Wskazywał pierwszą czterdzieści osiem. Zrozumiał, że nastąpił koniec. – Jest przecież czyimś synem – powiedział sobie w duchu, wziął kask i położył na rozbitym motocyklu”.

Tylko prawda jest ważna

Kto myślał, że to literacka fikcja, ten nie zna historii sportu samochodowego. To opowiadanie jest w istocie rodzajem reportażu.
34-letni Hans Baltisberger zginął 26 sierpnia 1956 roku podczas zawodów motocyklowych o Wielką Nagrodę Czechosłowacji w Brnie. Niemiec zaczynał w roku 1952 od startów na Victorii 250, potem przesiadł się na BMW 500. Od 1954 roku był fabrycznym kierowcą NSU, miał w dorobku tytuł Mistrza Niemiec i 5. miejsce w mistrzostwach świata w klasie 250 cm3 (1954). Jadąc w Brnie na NSU Sportsmax, uderzył w słup na zakręcie Fariny (w tym samym miejscu 25 września 1949 roku włoski kierowca Giuseppe „Nino” Farina wypadł swą Maserati z drogi; wtedy zginęło dwóch widzów, dziesięć osób zostało rannych). Hans Baltisberger poniósł śmierć na miejscu.


Bohumil Hrabal

Na świat przyszedł 28 marca 1914 roku w Brnie-Židenicach na Morawach. Był dzieckiem panieńskim, usynowionym przez Františka Hrabala. Krótko po I wojnie światowej rodzina osiadła w Nymburku nad Łabą, gdzie ojczym został zarządcą browaru.
W tym nymburskim browarze mały Bohuš dorastał, nasiąkając atmosferą „miasteczka, w którym zatrzymał się czas” – właśnie tak zatytułował w roku 1978 książkę pełną wspomnień z dzieciństwa. Tam, w Nymburku, wsłuchiwał się w skrzące się fantazją opowieści stryja Pepina (w rzeczywistości brata swego ojczyma), o którym pisał, że kochał go nawet bardziej niż ojca. Z ojcem już jako dziecko przeprowadzał m.in. naprawy motocykla Orion, „który po każdej jeździe musiał iść do generalnego remontu, tatuś zaś w każdą sobotę rozkładał go na części”.
Bohumil Hrabal studiował na praskim Uniwersytecie Karola (prawo, filozofia, literatura). Pracował jako urzędnik notarialny, robotnik kolejowy, zawiadowca stacji Kostomlaty, agent ubezpieczeniowy, komiwojażer, robotnik w stalowni „Poldi” w Kladnie, pracownik techniczny teatru. W latach sześćdziesiątych XX w. poświęcił się literaturze i stał się najpopularniejszym i najsłynniejszym czeskim pisarzem swoich czasów. Sławę przyniosły mu m.in. książki „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, „Postrzyżyny”, „Zbyt głośna samotność”.
W opowiadaniu „Pod Zielonym Drzewem” (zbiór „Bar Świat”) bywalcy praskiej piwiarni zabawiają się mrożącymi krew w żyłach historyjkami o wypadkach drogowych. W jednej z opowiastek pojawił się motyw stołecznego szpitala Na Bulovce i działającego tam oddziału urazowego. „Na Bulovce na tegoroczną Wielkanoc mieliśmy na deskach siedemnastu motocyklistów, nie licząc połamanych rąk i nóg. Człowieku, Na Bulovce jest cały osobny oddział dla sportów motorowych, nazywają go Mototechna…”. Życie Bohuslava Hrabala dopisało tragiczną puentę do tego opowiadania. 3 lutego 1997 roku pisarz wypadł z okna swej sali na piątym piętrze oddziału ortopedycznego szpitala Na Bulovce. W wersji „soft” zbytnio się przechylił podczas karmienia ptaszków, zaś w wersji „real” trawiony głęboką depresją pisarz rozstał się z życiem na własnych warunkach…
Spoczął na cmentarzu w Hradištku – gminnej wiosce niedaleko Kerska, w którym przez ostatnie lata swego życia mieszkał w domku z ogródkiem na skraju lasu. W tej samej mogile spoczęli jego bliscy – żona, matka, ojczym, brat pisarza oraz stryj Pepin, tragikomiczna postać z wielu utworów Hrabala.


Grzegorz Chmielewski