13 lutego minęło 15 lat od tragicznej śmierci Janusza Kuliga. 19 października przypadła 50. rocznica urodzin rajdowego Mistrza.

Jaki był?

Janusza, jako dobrze zapowiadającego się kierowcę rajdowego, poznałem na początku lat 90. Rajdową przygodę zaczynał w pożyczonym od swego szwagra Polskim Fiacie 126p. Potem przesiadł się do tylnonapędowej Toyoty Corolli i znalazł się w składzie zespołu powołanego w 1994 wspólnie przez Automobilklub Krakowski i Rafinerię Trzebinia (z czasem ten zespół przyjął nazwę Aquilla Rally Team). Jako dziennikarz motoryzacyjny z bliska śledziłem rozwój jego sportowej kariery. Po tragicznej śmierci Janusza zebrałem wspomnienia jego przyjaciół, współpracowników, a także rajdowych rywali w książce „Ostatni przejazd. Opowieści o Mistrzu Kuligu” (2005 wyd. I, 2018 wyd. II zmienione i rozszerzone).
Na podstawie kontaktów z Januszem Kuligiem podczas kilkudziesięciu rajdów krajowych i zagranicznych, a także dzięki styczności z nim w wielu innych okolicznościach nie mam żadnych wątpliwości, by uznać go nie tylko za świetnego zawodnika rajdowego, ale także za wzorowego sportowca i człowieka o nienagannej postawie życiowej.
Cechował się ogromną kulturą osobistą, życzliwością, szacunkiem i otwartością w stosunku do innych ludzi. Był typem człowieka o wysokim stopniu zdyscyplinowania w życiu społecznym, w tym także w normalnym ruchu drogowym. Poza trasami rajdów prowadził pojazdy bardzo spokojnie i bezpiecznie, nie prowokował żadnych sytuacji drogowych, które mogłyby zagrażać bezpieczeństwu. Jako wzorowy kierowca był twarzą kampanii (w tym również organizowanych przez policję) na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego. Jako utytułowany sportowiec zainicjował i wielkim wysiłkiem własnym doprowadził w roku 1999 do zbudowania przy zespole szkolnym w swym rodzinnym Łapanowie wzorcowego Miasteczka Ruchu Drogowego dla młodzieży.

Rok 1999; Janusz Kulig z Jarkiem Baranem startowali w Fordzie Escorcie WRC.  

Rondo dla Janusza

6 kwietnia 2019, podczas Rajdu Memoriału Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza, nadano imię Janusza rondu drogi wojewódzkiej 966 w Gdowie w pow. wielickim. W czasie uroczystości uczestnicy Memoriału przejeżdżali dodatkowe okrążenie ronda i udawali się na pobliski start do OS1 Podolany-Łapanów. Ceremonię transmitowało Radio Kraków. Scenografię w postaci flag z wizerunkami Janusza (każda ma 3,5 m) zaprojektowała krakowska firma RallyWear.PL. Flagi były przez kilka miesięcy elementem tego ronda i powiewały przy czterech wjazdach na ten węzeł. We wrześniu 2019 zostały przekazane bliskim Janusza jako rodzinna pamiątka. Skąd wziął się pomysł, by gdowski węzeł komunikacyjny nazwać imieniem Kuliga? Już napisałem, że Janusz pochodził z pobliskiego Łapanowa. Przez większość swego życia był związany z tym gminnym miasteczkiem, tam przez wiele lat pracował w rodzinnej firmie, jako kierowca ciężarówki niemal codziennie przemierzał trasę przez Gdów do Krakowa i z powrotem. Kiedy pod koniec 2018 powstała obwodnica Gdowa i nowe rondo, społeczeństwo i władze Gdowa postanowiły uhonorować świetnego sportowca i utrwalić pamięć o nim.

Kibice zachowali Mistrza w swej wdzięcznej pamięci.  

Rajdowy Walim

Również gminne miasteczko Walim w Górach Sowich na Dolnym Śląsku pielęgnuje wspomnienia o Januszu. Przy kultowych dla polskich rajdów nawrotach „na kostce” (droga wojewódzka nr 383 na tym odcinku nosi imię Janusza Kuliga) stoi obelisk, poświęcony Januszowi i Marianowi Bublewiczowi. Grupa „Walim Rajdowy” organizuje tam spotkania z okazji rocznic, związanych z oboma sławnymi kierowcami. Walimianie zaprosili na 19 października (dzień pięćdziesiątej rocznicy urodzin!) wszystkich, którzy pamiętają o Januszu. Przybyli tam bliscy Mistrza, nie zabrakło dawnych rywali i przyjaciół z rajdowych tras oraz licznych kibiców sportu samochodowego.

W sezonie 1998 załoga Kulig/Baran w Renault Maxi Megane zdobyła wicemistrzostwo Polski w klasyfikacji generalnej. 

Czeski Rajd Barum 2000 – Janusz z Emilem Horniačkiem (Słowacja) w Toyocie Corolli WRC.

Rok 1995 – pierwsze szarfy mistrzów Polski w klasie N3 dla Janusza z pilotem Dariuszem Burkatem (Opel Kadett GSi 16v).

Rok 1998, zwycięski dla Janusza Petrol Rally Velenje (Słowenia) ze Słowakiem Emilem Horniačkiem jako pilotem (Toyota Celica GT-4). 

Walim – obelisk pamięci Mariana Bublewicza i Janusza Kuliga. 

Książki pamięci

Podczas wielickiego Memoriału miała premierę nowa książka „Janusz Kulig. Niedokończona historia”. Ukazało się również wznowienie książki „Ostatni przejazd. Opowieści o mistrzu Kuligu”. Pierwsze wydanie z 2005 dawno zostało wyczerpane, druga edycja jest znacznie rozszerzona i wzbogacona o niepublikowane ilustracje. 144 strony, cena 40 zł. Dystrybucję prowadzi Auto Klub Dziennikarzy Polskich (00-366 Warszawa, Foksal 3/5, tel. 602 372 926, e-mail: autoklub01@gmail.com).
Ważnymi śladami obecności Kuliga w polskich rajdach stały się także wydane w roku 2005 tomik wspomnień „Medaliony” i album „Janusz Kulig”. W 2007 na Uniwersytecie Wrocławskim (Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych, Instytut Kulturoznawstwa) Anna Żorawowicz napisała i obroniła pracę magisterską „Aksjotyczne i mitotwórcze aspekty sportu samochodowego. Studium przypadku Janusza Kuliga”.

Czarny luty

Marian Bublewicz, inny wielki mistrz naszych rajdów, zginął 20 lutego 1993 w wypadku na trasie Zimowego Rajdu Dolnośląskiego. Januszowi Kuligowi zdarzały się krytyczne sytuacje w rajdach, ale przecież zginął 13 lutego 2004 w normalnym ruchu drogowym, w najmniejszy sposób nie przyczyniając się do tej tragedii. Również w jego przypadku dramat nastąpił w lutym – czarnym miesiącu polskich rajdów. I stało się to w takim momencie rajdowej kariery, w którym otwierał się przed zawodnikiem nowy etap świetnej przyszłości. Miał w dorobku trzy mistrzowskie tytuły w klasyfikacji generalnej Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski, miał również wicemistrzostwo Europy za sezon 2002. Miał też w kieszeni korzystny kontrakt z włoską stajnią Procar i spółką Fiat Auto Poland, podpisany w Pistoi 3 grudnia 2003, a opiewający na starty Fiatem Punto S1600 w RSMP 2004 w roli kierowcy fabrycznego. 13 lutego 2004 o godzinie 17 z minutami wszystko runęło w gruzy na przejeździe kolejowym w Rzezawie koło Bochni… Spóźniony pociąg pośpieszny z Zielonej Góry do Zamościa zmiażdżył auto, kierowane przez Janusza. Dróżniczka nie opuściła szlabanów. I Janusz Kulig, i Marian Bublewicz stali się legendami polskiego sportu samochodowego. Pozostają wzorami dla kolejnych rajdowych pokoleń.

Pasje Janusza

Kulig miał swe pozarajdowe pasje. Mało znane, ale ważne. Wiele radości czerpał z jazdy na motocyklu. Miał Yamahę. Nie był szalonym i wściekłym „upalaczem”. Jeździł całkiem dynamicznie, ale bez zbędnej brawury. Jazda na motocyklu dawała mu odprężenie i spełnienie młodzieńczej tęsknoty za nieskończoną przestrzenią wolności i niezależności.

Miał ciche marzenie, które ujawnia sentyment Janusza do wszystkiego, co ozdabia ludzkie życie i pozwala dorosłym sycić się dziecięcą radością. To był plan kupna Lancii Stratos, auta, które było rajdową legendą lat 70. XX wieku. Stratos miał piękną bryłę nadwozia, która imponowała czystą estetyką, a zarazem drapieżnym dynamizmem. I perfekcyjny silnik, zapożyczony z Ferrari Dino. Janusz był świadomy, że „piękna Włoszka” to kolekcjonerski rarytas, kosztowny i trudny do zdobycia. Ale fascynacja Stratosem była na tyle silna, że Kulig dyskretnie rozglądał się za możliwością nabycia i w 2003 był już na dobrym tropie, coraz bliżej realizacji transakcji. Dopingowała go świadomość, że byłby to jedyny okaz w Polsce…

Kulig w kontaktach z dziennikarzami czuł się jak ryba w wodzie. Miał w środowisku mediów wielu serdecznych przyjaciół. Często występował w programie Radia RMF, które było jednym z jego patronów medialnych. Bardzo efektownie prezentował się w programach telewizyjnych. Swe porady i opinie publikował w krakowskim „Przekroju”. Ale to nie było tak, że poprzez ten nurt swojej działalności zaspokajał próżność; nie, nic z tych rzeczy. Obecność Janusza w mediach była zawsze podporządkowana zacnym celom – promowaniu sportu samochodowego oraz propagowaniu bezpieczeństwa i kultury na drogach.

Sława wciąż trwa

Kim teraz byłby Janusz Kulig jako pięćdziesięciolatek? Pewnie miałby wspaniały rajdowy dorobek i kolekcję znaczących tytułów, wywalczonych w największych międzynarodowych zawodach. Nikt nie wie, czy miałby jeszcze ochotę na rajdowe starty.

Ale on zawsze wspierał swych młodszych kolegów. Może więc byłby patronem i szefem jakiegoś czołowego zespołu rajdowego? Może szkoliłby kolejne pokolenia świetnych rajdowców?
Tragiczny los zabrał Janusza u szczytu sławy. I sprawił zarazem, że ten sportowiec stał się prawdziwą legendą polskich rajdów. Legendą wciąż trwającą, pomimo upływu 15 lat od dramatu, który wydarzył się na przejeździe kolejowym w Rzezawie koło Bochni.

Grzegorz Chmielewski